sobota, 2 marca 2013

22

Świeczki pozwalają mi obserwować dwa przeciwległe kąty pokoju. Syf na biurku schował się w mroku, świnka morska (wymienię na chomiki) śpi, telefon nie chce się ładować... z jednej strony wrzeszczę w myślach "k*rwa, rusz dupę, zrób coś! Na poniedziałek potrzebujesz budzika", ale z drugiej przez kilka godzin męczyłam się z wejściem od ładowarki i wiem, że go nie naprawię. Nie dzisiaj.
Herbata paruje, próbuję uspokoić myśli. Może powinnam zacząć pić melisę. W końcu jestem nerwusem. Co lepsze, uzależnionym od kawy. Pod głową mam Stefana. Swoją drogą ciekawa historia z tym Stefanem, bo kupiony został przez matkę moją dwa lata temu, na początkach z moim K., który już wtedy odczytał mą telepatię :D
- To jak go nazwać? - Pytam, a w myśl wbija mi się "Stefan". Skąd, dlaczego...
- Stefan. - Odparł K. nim zdążyłam się zastanowić.
To było dziwne. I takie już pozostało.

Z jednej strony próbuję się zmotywować, a z drugiej znów czuję zmęczenie. Mam już prawie 20 lat (zdaje się, że mentalnie stanęłam gdzieś pomiędzy 17-18), a chciałam przed trzydziestką dzieciaka (no, kto nie ma takich myśli?), więc kiedy zdążę odwiedzić Grecję, Szwajcarię i USA? No i Holandię, bo mają ładną bibliotekę (:D). Trzeba na to zarobić, dostać urlop, a ja nawet pracy nie mam, jeszcze miesiąc praktyk... Naprawdę, od tygodnia próbowałam się zebrać żeby coś napisać, a teraz nie potrafię wykrzesać z siebie nic więcej ponad nieuargumentowane obawy egzystencjalne. Kompletnie nie nadaję się do życia. Znużenie bierze górę. Nie piszę, nie czytam, jestem tu tylko fizycznie. Mentalnie wpadłam do dziury jak Alicja.

Następny będzie bardziej sensowny!

czwartek, 14 lutego 2013

21

Chce mi się krzyczeć. Ale ze szczęścia, choć raz ze szczęścia! I wcale nie chodzi o to, że są walentynki, bo ostatnie walentynki potoczyły nam się trochę... niefartownie. Nieważne.

Na praktykach jest świetnie, aż dziwię się że to piszę. Managerki są w porządku, dwie babki naprawdę spoko a reszta do rozmawiania. Jedyna osoba z którą nie gadam, to Daniel. Typ, też ma praktyki, który patrzy na mnie albo ukradkiem, albo jak na powietrze (może był w ekipie, która obrzuciła mój dom śnieżkami po pierwszej nad ranem? A rozprawiliśmy się z nimi dosyć "ostro"..). Chuj z nim, ale wolałabym z osobą, z którą mam przerwę, ROZMAWIAĆ. K. jest za to z tej sytuacji niezmiernie zadowolony. ;)

Dziś musiałam na 10.30 zajrzeć do ogranizacji, która załatwiła mi praktyki. Cholerny autobus spóźnił się 10 minut, ale nim przyjechał poprowadziłam bardzo sympatyczną rozmowę z pewnym dziadkiem. A w organizacji nikt mojego spóźnienia nie skomentował słowem. Potem K. zaprosił mnie na kawę i dał piękny srebrno niebieski pierścionek... kurcze, czy to już nie jest powód do radości?! Owszem. Ale potem poszliśmy do miasta, gdzie zajrzeliśmy do lumpeksu, bo sprzedają tam tanio ramki do zdjęć. Nie znaleźliśmy ramek, ale za to za ułamek ceny kupiłam granatową skórzaną kurtkę z rękawem 3/4. Nie muszę chyba dodawać, że czaiłam się na taką kurtkę już od dłuższego czasu. Potem spotkaliśmy znajomego, więc w sobotę prawdopodobnie zapalimy zielonego papieroska ;D, a jeszcze później spotkałam dawną koleżankę. Dowiedziałam się, że pali i gdybym nie wiedziała, dowiedziałabym się też że mój młodszy brat buja się po mieście popalając zielsko. No cóż. Od pewnego czasu mam go na oku i dopóki nie widzę nic groźnego (a uwierzcie, zauważyłabym...) - niech robi co chce.
W dodatku wzięło mnie dziś lekko po dwóch piwach, kiedy to czasem po trzech jeszcze jest luźno ;) Wiem, że równowaga musi być i pewnie niedługo albo coś mi się przytrafi, albo wpadnę w dół... ale dziś chodziłam z uśmiechem na mordzie jak pajac. I jutro też tak będzie, bo praktyki idą okej, a po praktykach noc z K. i wspólny dzień czilałtu. Lepiej być nie może..:)